Uszyłam dzisiaj, w ramach uczenie się patchworku, piórnik dla mojej Misi-Edysi :)
W trakcie szycia szlag trafił Necchi. Coś jęknęło, zawyło i po sprawie. Jutro ma przyjechać najlepszy mechanik na świecie, ale ja już starych maszyn mam dość :( pomimo całej sympatii jaką je darzę. Gdyby mnie było stać, to kupiłabym sobie nową i już. Piórnik dokończyłam na wygrzebanym kiedyś w piwnicy mojego szwagra Singerze. Jak to dobrze, że jego babcia była krawcową!
Na tym zdjęciu widać prawdziwe kolory piórniczka.
Uszyłam zgodnie z tym, co wyczytałam i zobaczyłam u Ewy w Ewkowie na jej świetnych kursach. Oczywiście, aż tak dokładna jak Mistrzyni nie byłam. Jak to ja, większość pracy powstała na żywioł. Z tym tylko, że pierwszy raz szycie takiego maleństwa było fajną zabawą, dzięki instrukcjom Ewy właśnie :)
A teraz będę się chwalić! Wczoraj, ot tak, dostałam od mojej Misi piękne kwiaty. Podobno jestem fajną matką, jak twierdzi moja Eduszka :)
Na koniec coś, co znalazłam dzisiaj w necie. Niezwykły film. Naprawdę, warto go zobaczyć :)
Wszystko mnie w nim zachwyciło, ale moim faworytem jest tło muzyczne. Swoją drogą pomyśleć, że kiedyś naprawdę tak się szyło i też było dobrze ;)
nr 1: Singer 9960
nr 2: Juki hzl-k85
Każdemu wolno marzyć, prawda? ;)